Wydawało mi się, że o włosy dbam od zawsze. Odżywki, maski, olejki, wcierki…
A co z czesaniem? O to jakoś specjalnie się nie martwiłam. Aż do poznania
Tangle teezer. To była miłość od pierwszego muśnięcia moich włosów.
Od lutego mam dwie szczotki – kompakt, oraz zwykłą, zwyczajną wersję.
Przyznam szczerze, że pierwszego dnia siedziałam z moim „skarbem” w dłoni i
masowałam skórę głowy – rewelacja!W związku z tym, że szczotki (które posiadam) nie nadają się do czesania mokrych włosów – tak zaleca producent – do tego celu kupiłam grzebień z szeroko rozstawionymi zębami. Oczywiście Tangle teezer ma już w swojej ofercie produkt do czesania włosów pod prysznicem lub na basenie (Aqua splash), jednak nie zdecyduję się na jego zakup, bo stopniowo odzwyczajam się od rozczesywania mokrych włosów.
Szczotka nie szarpie, nie rwie włosów przy rozczesywaniu. Radzi sobie znacznie lepiej, niż zwykłe szczotki, których używałam dotychczas. Nie mogę jednak powiedzieć, że działa całkowicie bezboleśnie, bo byłaby to bzdura.
Mając porównanie, wolę tą zwykłą, którą czeszę się w domu. Wydaje
mi się, że te "igiełki" są jakby bardziej miękkie i bardziej łaskawe.
Dodatkowo "egzemplarz domowy" ma fajniejszy kształt, który lepiej
leży w dłoni. Za to kompakt ma osłonkę, dzięki której nie zniszczymy szczotki
przy noszeniu w torebce czy w podróży. Istotne jest, aby "domowy
egzemplarz" zawsze kłaść igiełkami do góry.
Jeśli chodzi o czyszczenie szczotek, stosuję do tego
szczoteczkę do paznokci (należy zwrócić uwagę, czy włoski szczoteczki nie są
krótsze od igiełek Tangle teezer) oraz antybakteryjne mydło w płynie. Ten
zestaw sprawdza się doskonale. Po lekkim osuszeniu szczotki ręcznikiem,
pozostawiam ją do całkowitego wyschnięcia i… voilà, szczotka gotowa do dalszego
używania.
Mam he he "egzemplarz domowy" bardzo dobry produkt do czesania włosów.
OdpowiedzUsuń